Wrześniowa droga na Zaleszczyki. Tędy uciekali przywódcy państwa
- Tak naprawdę nie wierzyliśmy w przegraną, byliśmy wychowani w klimacie Polski jako mocarstwa, które nie odda nawet guzika. Ze ścian w szkole patrzyły na nas portrety marszałka Rydza-Śmigłego, prezydenta Mościckiego - opowiada pan Izydor. Ludzie stojąc na moście w Kutach, na szlaku do Zaleszczyk, nie sądzili, że ich przywódcy 17 września 1939 roku mogli opuścić ojczyznę. Przecież jeszcze walczyło polskie wojsko!
- Mój ojciec Mikołaj był pogranicznikiem - zaczyna opowieść Izydor Szady. - Nie, nie żołnierzem Korpusu Ochrony Pogranicza, który był formacją wojskową, ale strażnikiem granicznym.
17 wrześniu 1939 r. Mikołaj Szady był na moście w Kutach, czyli słynnym szlaku, którym uciekli do Rumunii polscy przywódcy. Urodził się we wsi Bukowiec Górny w okolicy Leszna. Wstąpił do straży granicznej, a w tamtych czasach regułą było, że pogranicznicy wywodzący się z zachodnich regionów Polski trafiali na wschodnie Kresy. Pan Izydor pamięta starą fotografię ojca na tle budynku, na którym wisiała tablica informująca, że jest to posterunek straży celnej.
Miasto przy moście
Pan Izydor urodził się w Rybnie, 10 km od Kut, gdzie była placówka straży granicznej.
- Później przenieśliśmy się bliżej miasteczka, do wsi Słobódka. Mieliśmy dom z ogródkiem, w którym mama uprawiała warzywa. Za nim wiodła droga do Zaleszczyk. Do szkoły chodziliśmy w Kutach, bo w Słobódce była tylko ukraińska - wspomina.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 8,90 zł miesięcznie.
już od
8,90 ZŁ /miesiąc