Był kapitanem, ale został odrzucony. Obraził się, ale zacisnął zęby. Kuba Błaszczykowski za każdym razem powstaje jak Feniks z popiołów. Coraz bardziej doświadczony i mocniejszy. Dzisiaj nikt już nie potrafi sobie wyobrazić kadry bez niego.
Ta krótka scena mogłaby być symbolem. 51 minuta meczu z Ukrainą, Kuba Błaszczykowski zdobył właśnie zwycięskiego gola dla reprezentacji i jak zawsze w takich sytuacjach podniósł ręce ku niebu. Akurat w tym czasie, gdy Robert Lewandowski podszedł pogratulować i przyjaźnie złapać za kark. Ich spojrzenia się nie spotkały. Jeden moment, który idealnie uchwycił skomplikowane relacje między dwoma liderami kadry - byłym i obecnym - oraz błogą radość Kuby z powrotu na szczyt.
To był znowu taki Błaszczykowski, jakiego reprezentacja potrzebuje - skuteczny w kluczowych momentach i zachęcający do walki wtedy, gdy nie idzie. Bo przecież na stadionie w Marsylii pojawił się dopiero po przerwie, gdy trener Nawałka uznał, że oczekiwanie na dobrą akcję Piotra Zielińskiego staje się coraz bardziej nieznośne. I jeszcze jedna znacząca scena. Kto pierwszy pospieszył z gratulacjami, z ławki rezerwowych? Łukasz Piszczek, najbardziej zaufany kolega Kuby z reprezentacji. Fabiański miał trochę za daleko…
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 8,90 zł miesięcznie.
już od
8,90 ZŁ /miesiąc