
Golizna na nocnych scenach warszawskich knajp bardzo drażniła władzę ludową. Striptiz jednak tolerowano, bo dawał świetną możliwość kanalizowania społecznych emocji
W PRL-owskiej rzeczywistości nagość wydawała się tematem tabu. Nie oznacza to jednak, że na tle socjalistycznych rządów i panującej w Polsce ustrojowej siermięgi nie było miejsca na uciechy. Niektóre działały pod osłoną nocy, a na inne rząd przymykał oko. Początki zakazanych rozrywek przypadają na lata 60. i 70. ubiegłego wieku, natomiast zmęczone brakiem swobody lata 80. to niemalże gorączka nocnej zabawy. Poza kabaretami, teatrem, życiem kawiarnianym istniały też szemrane bary, pozbawione elegancji dancingi i pierwsze lokale ze striptizem.
Striptizu nie było jednak za dużo, a jego początki nie były łatwe. Dawny konferansjer w szczecińskiej Kaskadzie Jacek Bukowski w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” pierwsze kroki rozbieranego tańca opisywał w sposób dosyć zabawny: „Co nam Pagart (Polska Agencja Artystyczna) przysłał, to jakiś feler. Ta pijaczka, tamta puszczalska, trzecia nie ma piersi. Siedzę kiedyś na kawie w Świnoujściu i widzę, że obsługuje mnie piękna kelnerka z dużym biustem. Zrobiłem z niej striptizerkę. Inną przywiózł mąż perkusista. Wysoka blondyna, piękna. Tylko że jak moja żona, tancerka, ułożyła jej choreografię, to okazało się, że bardziej drewnianego ucha mieć nie można. Żona podpowiedziała jej, żeby liczyła takty, licząc kroki, że tyle kroków - zwrot, tyle kroków - zrzuca majtki. Premiera. Orkiestra gra, ona idzie i zaaferowana liczy kroki. Tak się w stresie zaliczyła, że zapomniała się rozebrać. Orkiestra przestała grać, ta stanęła jak wryta, nagle wszystko z siebie zrzuciła i uciekła”.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 8,90 zł miesięcznie.
już od
8,90 ZŁ /miesiąc