Rempałowie: Mimo tragedii musimy żyć dalej. Tylko jak?
Jacek Rempała: Mówię do syna: "Krystian, daj mi siłę". Kiedy był, jeździł po ogrodzie, w domu coś się działo. A teraz jakby wszystko umarło. Tragedia. Żyć się nie chce. Bożena Rempała: Prosiłam: "Krystianku, poruszaj palcami, mamusia chce zobaczyć, czy ją słyszysz". Liczyłam na cud. Przecież cała Polska się modliła...

Zobaczył żółty kask lecący w powietrzu. Rozpoznał go od razu. Lęk ścisnął mu serce. Zaczął biec. Z daleka już widział syna leżącego na torze obok roztrzaskanego motoru. Myślał tylko o jednym, modlił się: "Boże, żeby to pierwsze uderzenie było jeszcze w kasku!". Dopadł do niego, na kolanach sprawdzał, czy syn oddycha. Próbował uwolnić go z ochraniacza usztywniającego kręgosłup, desperacko chciał ratować. Krzyczał coś do ratowników, ponaglał ruchem ręki: szybciej, szybciej, tutaj! Minuty wydawały się wiecznością. Chwilę wcześniej Krystian stał na linii startu. Coś było nie tak z manetką gazu, dał znak ojcu, aby wymienił mu maszynę. Gdyby to trwało parę sekund dłużej, dosłownie parę sekund, pewnie zostałby zdyskwalifikowany i nie wystartował.
***
Tor w ogrodzie za domem, pod Tarnowem, na którym Krystian codziennie trenował, zarósł trawą. Biega po nim biały amstaff. Przystaje na chwilę, zastyga w bezruchu, wyciąga do góry głowę i nastawia uszu. Jakby czekał, że lada moment pan go zawoła i zaprosi do wspólnej zabawy. Ale wołania nie słychać. Lucky, czyli Szczęściarz, był ulubieńcem Krystiana. Zabierał go ze sobą, gdy szedł biegać nad stawami, na spacer do lasu albo gdy jeździł po ogrodzie na motorze. Po tym, co się stało, przez trzy miesiące pies prawie nie wychodził z budy. On też nie wie, co ma teraz ze sobą zrobić.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 8,90 zł miesięcznie.
już od
8,90 ZŁ /miesiąc