
„Polska w trocinach” i „Im dalej w las, tym mniej drzew” - takie hasła i memy mają symbolizować nowe prawo dotyczące wycinki drzew, które miało ulżyć właścielom małych przydomowych działek. A wyszło jak zwykle.
Naród ogarnęła gorączka masowej wycinki drzew. Pod topór i piły idzie wszystko jak leci. Ale uwaga: drzewa padają pokotem nie tylko na prywatnych posesjach przy domkach, ale i w parkach w stolicy kraju. Co więcej - na obszarze Natura 2000 (Lubuskie) jeden z rolników wytnie 20 tys. drzew, bo wygrał przetarg w Agencji Nieruchomości Rolnych na dzierżawę ziemi na cele rolne. I nowa ustawa o ochronie środowiska daje mu takie prawo.
Główna zmiana w przepisach, które obowiązują od stycznia, polega na tym, że właściciel prywatnej posesji ma prawo wyciąć na niej każde drzewo i krzew, jeśli nie ma to związku z działalnością gospodarczą. Nie musi nikogo pytać o zgodę ani zgłaszać tego zamiaru. Nieważne, czy wycina cherlawy i suchy igliczek czy posadzony przez pradziadków dąb.
Minister środowiska Jan Szyszko mówi, że chroni w ten sposób święto prawo własności, zapewnione w konstytucji. Ekolodzy załamują ręce i mówią o rzezi polskich drzew oraz o - również konstytucyjnym - obowiązku władz do zapewnienia obywatelowi życia w chronionym środowisku. Satyrycy piszą kawały i kreślą memy na temat ministra Szyszki, który „zastał puszczę drewnianą, a zostawi murowaną”.
A właściciele firm prowadzących usługi w zakresie wycinki drzew nie mogą opędzić się z robotą, tyle mają zleceń na wycinanie drzew.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 8,90 zł miesięcznie.
już od
8,90 ZŁ /miesiąc