Monika Brodka: w śmierci jest coś, co wywołuje lęk i jest też coś pociągającego
Nowa płyta Moniki Brodki zdobywa entuzjastyczne recenzje. Być może „Clashes” pozwoli młodej piosenkarce podbić również zachodnie rynki, bo ukazała się jednocześnie poza granicami Polski.
Twoja nowa płyta ukazuje się sześć lat po premierze „Grandy”. Czułaś na sobie ciśnienie ze strony fanów i branży muzycznej, że już dawno powinnaś nagrać nowy album?
Momentami tak, ale czułam wewnętrznie, że muszę tę presję przeczekać, bo z niej nie narodzi się żadna moja muzyka, taka od serca. Rozpoczęłam prace nad tą płytą dopiero w połowie 2013 roku i był to bardzo dobry moment. Być może mogłam ten materiał skończyć wcześniej, ale brak pośpiechu sprawił, że pracowałam nad nią w dużym komforcie.
Wspominałaś w wywiadach, że początkowo jednak nie szło Ci najlepiej. Co było przyczyną tych problemów?
Początkowo w ogóle nie wiedziałam, że krótkie notatki głosowe, nagrywane na telefon komórkowy, przekształcą się w piosenki na nową płytę. W tych początkowych notatkach była też piosenka „Horses”, która promuje „Clashes”, więc myślę, że jednak nie szło mi wtedy aż tak źle.
Podkreślasz, że inspirowały Cię w pracy nad „Clashes” podróże. I faktycznie, z tego, co wiadomo, sporo pojeździłaś: USA, Meksyk, Japonia. Która z tych wycieczek najbardziej przyczyniła się do powstania albumu i dlaczego?
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 8,90 zł miesięcznie.
już od
8,90 ZŁ /miesiąc